Refleksje – Łódź Design Festiwal 2018
Przedwczoraj zakończył 12 Festiwal Designu w Łodzi. Jak wiecie, w tym roku nie czekaliśmy na niego aż do jesieni. Decyzją organizatorów data rozpoczęcia imprezy została przyspieszona o 5 miesięcy, co oznacza, że na przygotowanie wydarzenia było zaledwie 8 miesięcy. Czy sprostali zadaniu? Czy jadąc tam trzeci raz z rzędu, poprzednie relacje tu i tu, czegoś ciekawego się dowiedziałam, coś zaobserwowałam, jakie są moje refleksje dowiecie się poniżej.
Co nowego na Festiwalu
Jak podkreślają twórcy na stronie , “wydarzenie zwraca się ku festiwalowym korzeniom, skupiając się na edukacji, krytycznej dyskusji i poszukiwaniu inspiracji. Hasłem przewodnim tegorocznej, 12. edycji są REFLEKSJE. W centrum zainteresowania stanie tym razem relacja człowiek – technologia. Temu zagadnieniu poświęcona będzie wystawa główna „Nothing but flowers”, przygotowana przez Łódź Design Festival (kurator Agata Połeć). Poszukując odpowiedzi na pytanie o związki łączące nas ze współcześnie powstającymi przedmiotami.”
Zdecydowanie organizatorom udało się skłonić odwiedzających do refleksji, o czym świadczyły rozmowy w kuluarach. Niektóre z eksponatów na “Nothing but flowers” wręcz wywoływały dreszcze – tak jak sztuczna skóra wyglądająca na prawdziwą, zdartą z ofiary, albo robot odkuwający kawałek czarnego bloku za każdym razem gdy ktoś na Twitterze pisał, że chce umrzeć.
Jako dla osoby, która prawie codziennie pokazuje cząstkę swojego życia na Facebooku, Instagramie i blogu, niesamowicie interesująca była dla mnie wystawa The Glass Room Experience. Na pierwszy rzut oka zwiedzający widzieli najnowsze produkty zaawansowanej technologii, ale szybko mogliśmy się przekonać, że nic nie jest za darmo. Refleksje były tutaj bardzo wskazane. Właśnie o to chodziło twórcom, abyśmy uświadomili sobie cenę naszych danych. Oczywiście zabrałam do domu pakiet Data Detox i zamierzam się z nim zapoznać jak tylko skończę pisać dla Was relację z ŁDF i Meetblogin.
Evergreeny ŁDF
Ważnym elementem Łódź Design Festiwal jest “Edukreacja” skierowana do dzieci. Zawsze towarzyszą jej warsztaty. Mi tym razem najbardziej wpadły w oko poduchy i bardzo zgrabny tytuł wystawy “Przytul Polskę”.
Zawsze z dużym zaciekawieniem zaglądam na “Make Me” czyli na konkurs dla projektantów młodego pokolenia. Moją uwagę szczególnie przykuły stojaki na noże z lastryko. Oczywiście mam skojarzenia z salcesonem, ale jestem pełna uznania dla poczucia humoru autorki – Marii Żołyńskiej i wykorzystania ostatnio coraz popularniejszego, a długo odrzucanego, materiału.
Bardzo ciekawym pomysłem były Petit Pli – Clothes That Grow – Ryana Yasina oraz tkanina, która powstaje z glonów Melanie Glöckler.
Must have zepchnięte do kąta
Jak co roku ŁDF to także wystawa “Must have”. Oczywiście listę wyróżnionych prześledziłam już dawno temu. W tym roku udało mi się nawet być na wręczeniu nagród. Zaskoczyło mnie, że z ponad 70 wyróżnionych obiektów pokazano zaledwie około 40. Może było to związane z ograniczeniami przestrzennymi. Ja jednak jestem za umieszczeniem tej wystawy na większej powierzchni.
Zwrot w stronę zapomnianego rzemiosła
Z wielką radością obejrzałam wystawę Stowarzyszenia Serfenta “Pleciemy”. Plecionkarstwo łączy zarówno różne kraje, jak i kontynenty. Zmieniają się jedynie materiały i kształty, ale użyteczność zawsze jest na pierwszym miejscu. Mam olbrzymi sentyment do wiklinowych i słomianych koszyków. Intuicja mi podpowiada, że oprócz powrotu koszy czeka nas także powrót do naszych wnętrz mat i makatek ze słomy.
Nowa, duża wystawa na ŁDF
Największym zaskoczeniem dla mnie była wystawa “PolishUp “, która jest częścią międzynarodowego projektu “BiznesUp! design made in Poland”. Jest to prezentacja 40 marek 20-stu z województwa łódzkiego i 20-stu z pozostałych polskich województw. W wybranej grupie znaleźli się przede wszystkim producenci mebli, oświetlenia, szkła, ceramiki, akcesoriów łazienkowych oraz sprzętu sportowego. Skąd zaskoczenie? Przyzwyczaiłam się do tego, że docenione projekty widzę zawsze na “Must have”. “PolishUp” wydaje mi się powieleniem pomysłu, mimo że docelowo chodzi o promocję polskich marek poza krajem. Dlaczego nie możemy promować marek poprzez “Must have”? Oczywiście dobrego designu nigdy dość, więc i tam wytropiłam różne smaczki.
Inaczej
Tegoroczny Łódź Design Festiwal zawsze kojarzył mi się z jesienią, zimnymi wieczorami i masą ludzi odwiedzających. W tym roku dzięki zmianie terminu imprezy i pięknej pogodzie ten obraz odszedł w niepamięć. Prawdziwie letnia atmosfera zachęcała do spędzania czasu nie tylko na wystawach, lecz także poza nimi.
Fajnie, że organizatorzy zadbali o foodtrucki. Kolejki w kawiarni także były krótsze, ale jest to raczej zasługa mniejszej ilości ludzi na festiwalu w stosunku do ubiegłych latach. Mój odbiór ŁDF jest niewątpliwie inny także z tego powodu, że większość czasu spędziłam na Meetblogin, czyli spotkaniu blogerek i blogerów wnętrzarskich. Co tam się działo opiszę w kolejnym poście.
A na koniec chcę Wam pokazać kilka kadrów z towarzyszących festiwalowi targów designu Formy. Oczywiście wizyty tam, mimo bardzo ograniczonego czasu, nie mogłam sobie odmówić. Niestety ze smutkiem muszę stwierdzić, że nie cieszyły się dużym powodzeniem.
Trzymam kciuki, by w kolejnym roku nie zrezygnowano z formuły targów. Trochę więcej reklamy na pewno się przyda. A ja już zaznaczam sobie w kalendarzu termin majowy kolejnego Łódź Design Festiwal. Byłam tam trzy dni, ale i tak zabrakło mi czasu, by wszystko na spokojnie zobaczyć. Nie udało mi się być na większości prelekcji, za to cudownie spędziłam czas na Meetblogin. ŁDF to nadal ważne wydarzenie związane z designem na które warto pojechać.
aż mi przykro, że nie byłam! Czekam na relacje ustą:)