Za czym zatęsknię jesienią
Wszyscy to wiemy. Ona nadchodzi na dobre. Jest w już w koronach drzew. Potrząsa nimi i szeleści liśćmi. Jeszcze zielonymi, ale to już tylko kwestia czasu. Wszyscy ją dobrze znamy i nazywamy jesienią.
Co roku, w drugiej połowie sierpnia ogarnia mnie smutek. Czuję się tak, jakbym na długo musiała pożegnać przyjaciela. Właśnie taki stosunek mam do lata. Zawsze czekam na nie z utęsknieniem i nigdy nie mam dość gorących dni. W tym roku lato nie było dla nas łaskawe. Bardzo ciepłych dni było niewiele i mam poczucie, że wcale się nimi nie nacieszyłam. Właściwie to już pachniało mi jesienią. Dlatego świadomość, że na kolejne lato w naszym klimacie przyjdzie mi czekać dziewięć miesięcy nie napawa optymizmem.
Jest tyle rzeczy, za którymi już wkrótce zacznę tęsknić. Jestem przekonana, że każda osoba, która kocha lato ma swoją listę.
A tak wygląda moja:
10. Zatęsknię za zapachem skóry, która długo była na słońcu. Czy Wy też lubicie ten zapach?
9. Za kostkami lodu do popołudniowej kawy. Gdy temperatura oscyluje w okolicach 30 stopni lubię dodać 2-3 kostki by troszkę się ochłodzić.
8. Za chodzeniem boso po trawie. Jeśli śledzicie moje konta na Instagramie i na Facebooku na pewno zauważyliście, że lubię to robić.
7. Za kolacjami na balkonie. W czerwcowe i lipcowe wieczory ochota na jedzenie przychodzi bardzo późno. Czasem jest to 20 albo i 21. Lubię wtedy wyjść na balkon i stamtąd przy posiłku obserwować zachód słońca.
6. Za długimi dniami. Lubię to poczucie, gdy spoglądam o 16 na zegarek i uśmiecham się na myśl, że jeszcze tyle dnia przede mną. Mała ilość światła dziennego nie tylko źle na mnie działa, ale też utrudnia zrobienie zdjęć. Najchętniej fotografuję przy świetle zastanym, czyli naturalnym.
Top 5
5. Za zamoczeniem stóp w jeziorze. Pływać nie umiem, co przyznaję ze wstydem, ale latem bardzo ciągnie mnie do wody. Bardzo cenię sobie ciszę, dlatego w sezonie letnim unikam wyjazdów do bardzo popularnych miejsc. Wybieram takie, gdzie ludzi będzie niewielu.
4. Za truskawkami prosto z grządki i malinami prosto z krzaczka. Kocham owoce i warzywa. Stanowią podstawę mojego jadłospisu. Najchętniej wybieram te, które rosły sobie naturalnie, bez pestycydów. Niestety często oznacza to, że muszę za nie zapłacić znacznie więcej niż za te, które można dostać w zwykłych sklepach. Dlatego podczas odwiedzin u rodziny tym chętniej korzystam z możliwości zebrania dla siebie owoców i warzyw, bo wiem, że do ich uprawy nie użyto chemicznych środków.
3. Za siedzeniem w kawiarnianym ogródku. Sezon ogródkowy trwa u nas bardzo krótko. Zdecydowanie krócej niż w Berlinie. Mogłabym nawet zaryzykować stwierdzenie, że w wielu tamtejszych kawiarniach wcale się nie kończy. Nawet zimą wystarczy piętnaście minut słońca, by pojawiły się krzesła i ławeczki, a co dopiero jesienią. U nas najczęściej już we wrześniu kolorowe parasole i meble znikają z ulic.
2. Za kulinarnymi targami na świeżym powietrzu. Co roku bierzemy z Wojtkiem udział w co najmniej kilkunastu, ale mamy oczywiście swoje ulubione, jak chociażby Thai Park o którym pisałam w ubiegłym roku.
1. Za jogą na trawie. W poprzednich latach głównie praktykowaliśmy w szkołach jogi lub w domu. Jednak tego lata postanowiłam, że będziemy korzystać z pogody i w te cieplejsze dni ćwiczyć na łonie natury. Oczywiście taka praktyka różni się od tej z sali. Podłoże nie zawsze jest równe, więc warto zadbać o odpowiednią matę. Świetnie sprawdzają się do tego grubsze maty kauczukowe, jak np. te produkowane przez polską markę JOY in me. Wojtek ma matę Star Gazing i bardzo ją sobie chwali. O Paulinie i Jagodzie z JOY in me wkrótce przeczytacie więcej na blogu.
Nadzieja
Na szczęście koniec lata to nie koniec świata. Chociaż dni będą krótsze, to jeśli natura będzie łaskawa, jeszcze mamy szansę na ciepłe, złote dni. Właśnie teraz będziemy się zajadać najlepszymi świeżymi warzywami, słodkimi winogronami i wdychać zapach lasu w poszukiwaniu grzybów. A za dwa, trzy miesiące zaczniemy przygotowywać się na to, co nieuchronne.
Bo wiecie, winter is coming…